wtorek, 9 stycznia 2018

Do przeczytania: "Kryptonim Frankenstein" Przemysława Semczuka.


"Tak, był jeden Joachim, dobry ojciec i mąż, dobry kolega, chętnie wszystkim pomagający i drugi Joachim - zbrodniarz. Można nie wierzyć, ale w każdym człowieku tkwi dobro i zło. W moim przypadku zostałem zdominowany przez zło."*

O Joachimie Knychale słyszała pewnie większość. Zresztą, w Internecie bez problemu znaleźć można informacje na jego temat. Zbrodniarz działał na terenie Śląska w latach 1974 - 1982. Wcześniej karany był za gwałt. Według niego wraz z innymi mężczyznami miał odbyć stosunek za zgodą przyszłej "poszkodowanej". Dziewczyna bojąc się o swoją reputację oskarżyła ich o gwałt zbiorowy. To wydarzenie zmieniło sposób postrzegania kobiet przez Knychałę. Od tej pory przekonany był o ich podstępnej naturze. Brutalnymi atakami chciał udowodnić, że kobietę można zhańbić, zniszczyć jej godność. 

dzieciństwo Achima do złudzenia przypomina historię Leszka Pękalskiego. Wampir z Bytowa często był odrzucany ze względu na swoją ułomność, matka nie interesowała się synem, wolała zajmować się opróżnianiem kolejnych butelek z wódką.
Młody Knychała wychowywany był przez matkę oraz babcię. Obie kobiety nie okazywały chłopcu swoich uczuć. Babka gardziła nim, gdyż był synem Polaka i Niemki. W związku ze swoją niechęcią do Polaków, często ubliżała Joachimowi i pogardliwie wyrażała się o jego pochodzeniu. Biła Achima, a raz złamała mu rękę. Matka zwykle dokładała swoje. Także rówieśnicy dokuczali młodemu chłopakowi . Ci jednak szybko przekonali się o ponadprzeciętnej sile Knychały. 

Jedynymi kobietami, do których miał szacunek były żona i młoda szwagierka. Z tą drugą połączył go romans. Kochał je ale to niewinne uczucie do młodej Bogusi doprowadziło do rodzinnej tragedii i odkrycia prawdziwej tożsamości Wampira z Bytomia. Śledczy pracujący nad sprawą zabójstwa kobiet w okolicy górnośląskiej linii tramwajowej nr 6 (Kryptonim Szóstka) odkryli, że ich podejrzany musiał także być sprawcą ataku na dwie dziewczynki w Piekarach Śląskich. Sprawa otrzymała kryptonim Frankenstein. Ze względu na odmienny modus operandi, nie łączono tych spraw razem. 


Początkowo Knychała nie przyznawał się do stawianych mu zarzutów. Tortury i groźby nie robiły na nim wrażenia. Sprawiały tylko, że jeszcze bardziej zamykał się w sobie. By wydobyć z Achima informację, milicjant Roman Hula zastosował nowatorską, jak na tamte czasy, metodę. Spędzał kilka godzin dziennie w celi podejrzanego. Tym samym zyskiwał sobie coraz większe zaufanie Knychały. Jednocześnie dawał podejrzanemu do zrozumienia, że czeka go kara śmierci. 

Wampir bronił się, sugerując, że posiadał dwie twarze - Joachim dobry i Joachim zły. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że będzie musiał ponieść karę. nie chciał opowiadać o motywach seksualnych popełnionych zbrodni - wstydził się tego, co robił z kobietami. I choć ich nie gwałcił, to zazwyczaj manipulował przy narządach płciowych swoich ofiar. Był jednak zadowolony bo wiedział, że jego historia nie zapisze się jedynie w annałach kryminalistyki. Wyrok mógł być tylko jeden - kara śmierci. 

21 maja 1985 roku Wampir został powieszony w krakowskim areszcie przy ulicy Montelupich. skazano go za pięć zabójstw i siedem usiłowań zabójstwa.  Nie zawisł na tej  samej szubienicy co jego poprzednik, Zdzisław Marchwicki. Joachim się nim interesował i inspirował. Był nawet na procesie Wampira z Zagłębia. 

dodatkowym czynnikiem, który sprawił, że zainteresowałam się tą książką był fakt, że Knychała żył i działał w moich rodzinnych stronach. Myślę, że nie powinniśmy zapominać o naszych "Śląskich Wampirach" bo choć nie są powodami do dumy to na pewno na stałe wpisali się w annaly kryminalistyki i są dowodem na to, że w każdym z nas kryje się zło.

*Teresa Kabat, Dwie twarze Wampira cz. II, "Gazeta Młodych", nr 38/1982

środa, 27 grudnia 2017

Do przeczytania: "Polskie morderczynie" Katarzyny Bondy.

Książka "polskie morderczynie" nie jest nową pozycją. Pierwszy raz wydana została w 2008 roku. 
Katarzyna Bonda przedstawiła sylwetki 14 kobiet skazanych z paragrafu 148. W policyjnej nomenklaturze oznacza on zabójstwo. Historie ukazane przez autorkę są autentyczne, w niektórych przypadkach zmianie uległy dane personalne skazanych i ich ofiar. To oczywiście ze względu na dobro rodzin znajdujących się po obu stronach rozegranych tragedii. Kobiety, które wzięły udział w tym przedsięwzięciu  są w różnym wieku.
Dzieli je niemal wszystko: status społeczny, środowisko, z którego się wywodzą, bagaż doświadczeń oraz motywy, które pchnęły je do tak okrutnych zbrodni. Łączy je tylko finał każdej z tych spraw - mianowicie zasądzony wyrok. 

Katarzyna Bonda sama przyznała, że chciała dać każdej z tych kobiet prawo do wypowiedzenia się. autorka nie próbuje ich wybielić. Nie usprawiedliwia ich. nie robi nic na siłę. To od rozmówczyni zależy jak będziemy ją postrzegać. w każdym rozdziale znajdziemy odmienne przemyślenia bohaterek, ich historię. Każda z nich chce nam opowiedzieć coś innego. Mamy więc wspomnienia z przeszłości, rozważania na temat śmierci, opowieści o pierwszych związkach i uczuciach ulokowanych w niewłaściwych mężczyznach. Ta część rozdziału pozwala nam poznać każdą z kobiet  i wyrobić sobie na ich temat zdanie. Jest coś takiego w tych historiach co pozwala nam na chwilę odrzucić krytyczne spojrzenie na całą tę sprawę. Nagle okazuje się, że te wszystkie morderczynie były (i nadal są) troskliwymi matkami, córkami raz żonami. Martwią się o swoje dzieci, korespondują z rodziną. Oprócz tego wcześniej pracowały, świetnie radziły sobie w życiu, były szanowane. Są też przypadki gdzie otoczenie w jakim przyszło im się wychowywać zdeterminowały ich kryminalną drogę. 
Wszystko to sprawia, że zaczynamy się w nich dostrzegać normalne kobiety jakich wiele na polskich ulicach. Warto się jednak zastanowić ile w tym jest gry mającej na celu przeciągnięcie czytelnika na swoja stronę. Ocenę pozostawiam czytelnikom. 



Druga część rozdziału oparta jest o akta sądowe opisywanej sprawy. Bonda stara się tutaj odrzucić wszelkie emocje i stronniczość. Przeważają fakty. Tu głos zostaje bohaterkom odebrany. Jeśli pojawiają się ich wypowiedzi to tylko te pochodzące z akt lub listów do bliskich. Autorka odsłania nam kulisy zbrodni - opisuje sposób zabójstwa, działania mające zatrzeć ślady na miejscu zdarzenia oraz makabryczne próby ukrycia ciał. To wszystko sprawia, że przedstawione nam kobiety stają się w naszych oczach wyrachowane, zimne i pozbawione emocji. To smutne zderzenie z historiami opowiadanymi na początku rozdziałów. 

Bohaterki, które zgodziły się na wykorzystanie swojego wizerunku zostały sfotografowane i przedstawione na zdjęciach jako przeciętne kobiety. Ich uroda jest rzecz jasna kwestią gustu, ale każda z nich ma sobie coś przyciągającego. Spoglądające na czytelnika kobiety ubrane są w codzienne ubrania, mają na sobie makijaż i biżuterię. Jedne patrzą w obiektyw z nieufnością, inne lekko się uśmiechają. Są też takie, które swoją mimiką nie wyrażają żadnych emocji. Nie zmienia to jednak faktu, że chcą pokazać światu nie tylko swoją ciemną stronę. Opublikowane fotografie mają nas także przekonać, że żadna z tych kobiet nie urodziła się zła. Tak pokierował nimi los. 

Katarzyna Bonda informuje, że o każdej z kobiet słyszała cała Polska. Osobiście rozpoznałam trzy sprawy, a dwie bohaterki wzięły udział w programie Edwarda Miszczaka "Cela nr".

sobota, 9 grudnia 2017

Do przeczytania: "Bestia. Studium zła" Magdy Omilianowicz.


"-A gdyby pan dzisiaj wyszedł na wolność i spotkał w tym lesie jakąś kobietę, to czy coś mogłoby się jej stać? Tak jak Sylwii...

Pękalski zastanawia się, po dłuższym namyśle pada odpowiedź:

-No nie wiem, to trudno powiedzieć, czy doszłoby do jakiegoś zdarzenia (...)"


Niechlubnym bohaterem tej książki jest Leszek Pękalski, bardziej znany jako Wampir z Bytowa. 
Urodzony w 1966 roku w Osiekach od zawsze miał pod górkę. Matka niespecjalnie się nim interesowała. Była alkoholiczką, dlatego za wychowanie Leszka Pękalskiego odpowiedzialni byli dom dziecka, wuj oraz babka. Społeczeństwo  odrzucało go ze względu na stwierdzone u niego upośledzenie w stopniu lekkim. Desperacko szukał kobiety, z którą mógłby ułożyć sobie życie. Wysyłał listy matrymonialne, prosił życzliwych mu ludzi o pomoc. Bez skutku. 

Odrzucony Pękalski znalazł brutalny sposób na zatrzymanie kobiet przy sobie na dłużej. Mógł wtedy bez skrupułów zaspokoić swój popęd seksualny. Martwe mu nie odmawiały. Nie drwiły z niego, nie rzucały niewybrednych komentarz pod jego adresem. Były bierne, a on mógł zrobić z nimi wszystko co tylko chciał. 

Lubił podróżować po Polsce. Był dobry z geografii, interesowały go mapy. Potrafił bezbłędnie wskazać miejscowości; znał charakterystyczne punkty lub miejsca na wskazanym mu obszarze. Jego ofiary pochodziły z różnych zakątków kraju. 

Pękalski przyznał się do 67 morderstw. Oprócz kobiet miał zaatakować kilku mężczyzn oraz sześciomiesięczne niemowlę. Ostatecznie udowodniono mu jedno zabójstwo. W 1991 roku  zamordował 17-letnią Sylwię R. Nastolatka, która odbywała praktyki w sklepie spożywczym ulitowała się nad biednym i głodującym Pękalskim. Przyniosła mu do umówionego miejsca w lesie trochę jedzenia. Tam Wampir złożył dziewczynie propozycję matrymonialną. Wystraszona i spanikowana Sylwia próbowała uciekać, niestety zabójca był szybszy. Udusił ją, a następnie wykorzystał martwe ciało. 

W przypadku pozostałych spraw istniało podejrzenie, że to policjanci zmusili Pękalskiego do przyznania się i poinstruowali o szczegółach prowadzonych spraw. 
Sam Wampir mógł przypisywać sobie te zabójstwa (w rzeczywistości sprawcą mógł być ktoś inny), 
bo chciał w ten sposób przedstawić siebie jako jeszcze gorszego niż był w rzeczywistości. 
Co znamienne, do tej pory wszystkie morderstwa, do których przyznał się Pękalski nie zostały rozwiązane. Policyjne Archiwum X ma w planach ponownie zająć się  każdym z tych zabójstw. 



Magda Omilianowicz w sposób dokładny przedstawia czytelnikom sylwetkę Leszka Pękalskiego i związaną z nią nieścisłość. Z jednej strony biedny, upośledzony Lesiu, którego społeczeństwo odrzuciło, z drugiej bezlitosny, wyrachowany morderca, który brutalnymi atakami rozładowywał swój popęd seksualny. 
Pękalski miał przyznawać się do morderstw i jednocześnie bać się zemsty krewnych ofiar. Panicznie bał się więzienia i kary śmierci. Wierzył, że jego upośledzenie pozwoli mu uniknąć odsiadki i będzie mógł liczyć na łagodny wyrok. Pomimo, że sprawiał wrażenie łamagi i życiowej ofiary losu, to bez wątpienia jest sprytny i przede wszystkim cwany. Przed rozmową z dziennikarzami, spisywał swoją listę życzeń. Zazwyczaj były to słodycze i gazety erotyczne. Niespełnienie zawartych na tej liście punktów skutkowało odmową udzielenia wywiadu. Zawsze dozował informacje, bo wiedział, że za chwilę pojawi się kolejny reporter gotowy spełnić jego żądania i wysłuchać jego historii. 

W rozmowie z Magdą Omilianowicz specjaliści przyznali, że Pękalski mógłby dalej zabijać. Gdy powstawała ta książka, nie było jeszcze wiadomo, co stanie się z osadzonym - czy wyjdzie na wolność, czy trafi do zamkniętego zakładu psychiatrii sądowej. Dziś już wiemy, że Leszek Pękalski nigdy nikogo więcej nie skrzywdzi. Na mocy ustawy o bestiach trafi do ośrodka w Gostyninie. 

To mocna książka. niewątpliwie dostarcza czytelnikowi wiele emocji. Jest ona więcej warta niż jakikolwiek inny reportaż o Pękalskim. Autorka jako pierwsza kobieta przeprowadziła wywiad z Wampirem z Bytowa, rozmawiała z najbliższymi mu osobami, zapoznała się z 72 tomami akt sprawy. Zapytacie dlaczego ktoś miałby zadać sobie tyle trudu i pisać książkę o kimś takim jak Leszek Pękalski? Wydaje mi się, że odpowiedź jest bardzo prosta.

To w końcu prawdziwa, aczkolwiek smutna historia, którą stworzył sam Wampir. Ta książka to swoistego rodzaju ostrzeżenie, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. Ofiarą może stać się każdy z nas. Na ogół staramy się nie myśleć negatywnie, myślimy, że jesteśmy czujni i nie zdajemy sobie sprawy ile takich zepsutych osób mogliśmy dzisiaj minąć na ulicy. 
Pomimo ponurej tematyki, polecam ją każdemu bez względu na zainteresowania. 
Uważam, że warto prześledzić publikację pani Omilianowicz by móc wyciągnąć pewne wnioski i zrozumieć, dlaczego u niektórych Bestia, (którą przecież każdy z nas ma w sobie) budzi się z niebywałą łatwością. 

czwartek, 7 grudnia 2017

Do przeczytania: "Umarli mają głos. Prawdziwe historie".

Po przeczytaniu pierwszych dwóch rozdziałów książki wyszłam z założenia, że będzie się ją ciężko czytało. na szczęście na założeniach tylko się skończyło.

Książka powstała przy współpracy Jerzego Kaweckiego i Marka Krajewskiego. Ten pierwszy to wybitny medyk sądowy i wykładowca w Katedrze i Zakładzie Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Od dawna planował opisać najciekawsze przypadki, z którymi spotkał się od początku swojej kariery patologa. 
Z pomocą przyszedł Marek Krajewski, autor cyklu kryminałów  o Eberhardzie Mocku i Edwardzie Popielskim. 
To on wzbogacił wybrane przez Kaweckiego sprawy w warstwę fabularną i nadał im kształtu. 

W książce przedstawionych zostało 12 kryminalnych historii, przy których pracował Jerzy Kawecki. To jego ogromne zaangażowanie i wiedza z zakresu medycyny sądowej miały wpływ na przebieg śledztwa. Jego dogłębna analiza oraz łączenie wątków w sprawie przyczyniło się także do precyzyjnego ustalenia przyczyny zgonu 
lub ich wykluczenia. 
Wśród opisanych historii mamy miedzy innymi sadystycznego nekrofila, który czerpie satysfakcję ze współżycia ze zwłokami. Także dwie młode ofiary wypadku drogowego i kierowcę, którego w rzeczywistości nie było; zabójstwo żony zlecone przez zazdrosną kochankę oraz morderstwo kobiety, której zwłoki sprawca obciążył kamieniami i zakopał w lesie.




W każdej z tych spraw ukazana została praca śledczych oraz samego Kaweckiego, który przez pozostałych 
bohaterów książki uznany został za autorytet w dziedzinie medycyny sądowej. 

Była to jedna z nielicznych książek, przy których całkowicie straciłam poczucie czasu. 
Przeczytanie jej zajęło mi dwa dni i po jej skończeniu wciąż odczuwałam niedosyt.
Czy jest jakaś rzecz, do której mogłabym się przyczepić? Chyba nie. 
Książka napisana została w taki sposób, że momentami zapominałam, że czytam o wydarzeniach autentycznych i wcale nie mam do czynienia z postaciami fikcyjnymi. 
Czy można to uznać za minus? Ciężko stwierdzić, choć niewątpliwie to właśnie forma miała wpływ na fakt, że książkę pochłonęłam w tak szybkim czasie. nie brak tu także fachowych terminologii z zakresu sekcji i oględzin zwłok. 

Choć doktor Jerzy Kawecki został przedstawiony w tekście jako autorytet 
to jednak nie brakuje fragmentów, w których jego postać 
przyjmuje rolę normalnego, fajnego faceta, 
który w wolnej chwili spędza czas ze swoją rodziną. 

Osobiście uważam, że nie jest to lektura dla każdego. 
Jeśli ktoś się tym nie interesuje to przypuszczam, że książkę szybko odłoży w kąt. 
O ile tematyka autentycznych zbrodni wydaje mi się szalenie interesująca, to już umieszczenie tego w konwencji, jaką oferuje książka "Umarli mają głos" może nie przypaść każdemu do gustu. 
Mimo to zachęcam do sięgnięcia po tę lekturę szczególnie w ponure, szare, deszczowe dni. 

sobota, 25 listopada 2017

Zabójstwo jubilerów

Anna i Jerzy S. prowadzili sklep jubilerski w Pasażu Królewskim w Gdańsku. Według ustaleń policji małżeństwo nie miało żadnych długów. Uchodzili za spokojnych i uczciwych ludzi. W prowadzeniu sklepu pomagał im syn Pani Anny z pierwszego małżeństwa. 

Feralnego dnia tj. 4 września 1997 roku państwo S. otwarli sklep i przebywali w nim do późnego popołudnia.
Przed zamknięciem Anna S. robiła zakupy w pobliskim markecie.
6 września zaniepokojony brakiem kontaktu z rodzicami syn udał się do mieszkania przy ulicy Syriusza.
Tam odkrył zmasakrowane zwłoki małżeństwa.
Pan Jerzy siedział w fotelu przed telewizorem. Miał przestrzeloną głowę. W garażu odnaleziono martwą Annę S.
Kobieta została zaatakowana przez zabójcę młotkiem. Strzelił jej także w twarz.
Co istotne, małżeństwo posiadało psa, jamnika. Zwierzę zostało przez sprawcę zamknięte w kartonie. 
Policja ustaliła, że zabójca musiał czekać na swoje ofiary w mieszkaniu. Wskazują na to ślady pozostawione na zamku od drzwi wejściowych. Prawdopodobnie do środka dostał się wytrychem lub dorobionym kluczem. Również fakt, że sprawca schował jamnika świadczy o jego dużej wiedzy na temat rodziny S. W przeciwnym wypadku, zaskoczony obecnością psa, najprawdopodobniej by go zabił bądź ogłuszył. 

Początkowo podejrzewano syna Anny S. Małżeństwo miało planach wydziedziczyć mężczyznę. Miało na tym tle dochodzić do spięć. Śledczy odrzucili ten trop ze względu na brak wystarczających dowodów.
Pod uwagę brano także możliwe lewe interesy prowadzone przez S. Pani Anna miała odebrać nawet telefon z pogróżkami.
Podobno była bardzo wystraszona całą sytuacją. 
Sprawca nie zabrał niczego z mieszkania. Zostawił także klucze do sklepu państwa S.                  
Wszystko wskazuje na to, że w mieszkaniu przy ulicy Syriusza doszło do egzekucji. 
Choć do zbrodni doszło w dzień, sąsiedzi zamordowanych utrzymują, że nie słyszeli żadnych krzyków, bądź innych niepokojących dźwięków. Nie ustalono żadnych świadków mogących przekazać jakiekolwiek informacje.

Od tej makabrycznej zbrodni minęło już 20 lat. Policyjne Archiwum X rozważa ponowne podjęcie sprawy. Istnieje przypuszczenie, że broń została także użyta rok wcześniej w Siennicy. Tam zamordowana została czteroosobowa rodzina. 

środa, 22 listopada 2017

Do przeczytania: "Słowikowa i Masa. Twarzą w twarz"

Gdyby 20 lat temu ktoś powiedział, że ówcześni mafiosi staną się wziętymi pisarzami, cały świat literacki popukałby się w czoło. Sami zainteresowani z resztą też. 

Dokładnie miesiąc temu swoją premierę miała książka Artura Górskiego "Słowikowa i Masa. Twarzą w twarz". Wydawnictwo napisane zostało z pomocą najpopularniejszego świadka koronnego Jarosława Sokołowskiego pseudonim Masa oraz Słowikowej, czyli Moniki Banasiak. Najsłynniejszy gangster ma już w swoim dorobku siedem książek napisanych wspólnie z Arturem Górskim. Z kolei Słowikowa wydała w zeszłym roku swoją debiutancką książkę "Królowa mafii". 
I co? I nic. 
W rozmowie z Górskim oboje nie powiedzieli niczego, co wstrząsnęłoby czytelnikiem. Choć może lepiej zabrzmiałoby stwierdzenie, że nie powiedzieli niczego, co zaskoczyłoby czytelnika lubującego się w tematyce kryminalnej. Nic w tym dziwnego biorąc pod uwagę fakt, że Jarosław Sokołowski. wypowiadał się już na temat kobiet, porachunków, kilerów i bossów polskiej mafii.


Co więcej, w tej publikacji gangster sam odsyła nas do jednej ze swoich książek "Masa o pieniądzach w polskiej mafii". Tam mamy odnaleźć odpowiedź na pytanie Górskiego o pieniądzach - a jakże - polskiej mafii. Nie ulega wątpliwości, że był to celowy zabieg reklamowy. I nie ważne, że mówimy tu o nabijaniu kabzy bandycie, który całą swoją "karierę" oparł na kradzieżach i zastraszaniu niewinnych ludzi. 
Monika Banasiak nazwana przez Piotra Pytlakowskiego "królową mafii" kreuje się bardziej na królową życia. Jej ulubionym tematem wciąż pozostaje luksusowe życie u boku gangstera Słowika, zakończone małżeństwo oraz traumatyczny pobyt w areszcie. Jeśli ktoś czytał ostatnią książkę Słowikowej, z pewnością sam dostrzeże w jej opowieściach swoistego rodzaju monotematyczność.  

Książka reklamowana jest jako rozmowa "dwóch nieprzejednanych wrogów, którzy nigdy nie podadzą sobie ręki". I owszem Masa i Banasiak spotykają się, aby wyjaśnić sobie nieporozumienia i niesnaski, lecz ta konfrontacja zajmuje około 10-15 % całej książki. Reszta to spotkania Artura Górskiego na osobności z bohaterami publikacji. Być może z tego powodu książka momentami nuży. Brakuje w niej fajerwerków. A tych niewątpliwie dostarczyliby Masa oraz Słowikowa, gdyby tylko spotkali się na dłużej i omówili razem kwestie zawarte w książce. 

Plusem tej publikacji jest oczywiście grupa docelowa. Przeczytać ją może każdy bez względu na wiek czy wykształcenie. Nie jest to lektura wymagająca wysiłku umysłowego. Dobrze byłoby choć trochę orientować się w strukturach polskiej mafii i znać pseudonimy polskich gangsterów. To na pewno ułatwi orientację w niektórych wypowiedziach Moniki i Masy. 

Ostatnimi czasy polska literatura stała się bogatsza o książki nawiązujące do polskiej mafii. Jest to oczywiście temat głęboki bo zapewne każdy gangster mógłby podzielić się z czytelnikiem czymś szokującym. Wiedząc jednak, że to Masa wiedzie prym w opowiadaniu  o mechanizmach funkcjonujących w pruszkowskiej mafii, każda kolejna publikacja z jego udziałem będzie wzbudzać coraz mniejsze zainteresowanie i rozczarowanie. "Słowikowa i Masa. Twarzą w twarz" bez wątpienia znajduje się na granicy znużenia oraz rozczarowania. Polecam ją wyłącznie osobom, które dopiero zaczynają poznawać świat mafii. 

środa, 15 listopada 2017

Zabójstwo w Górach Stołowych

17 sierpnia 2017 roku minęło 20 lat od tej tajemniczej i irracjonalnej zbrodni.
Anna Kembrowska i Robert Odżga byli studentami Wrocławskiej Akademii Rolniczej. Interesowali się przyrodą. Byli miłośnikami wycieczek - szczególnie tych górskich.

15 sierpnia 1997 roku ojciec Roberta przywozi parę do miejscowości Różanka. Stamtąd planowali udać się na obóz naukowy zorganizowany w Karłowie. Chcieli przejść ten odcinek pieszo bowiem obóz rozpoczynał się dwa dni później.

Nie wiadomo gdzie młodzi spędzają noc. 16 sierpnia widziani są w hotelu Traper. Nie decydują się jednak na wynajem pokoju. Są świadkowie, którzy twierdzą, że Anna i Robert nie byli sami. Miał im towarzyszyć młody mężczyzna (jego tożsamość do tej pory nie została ustalona). Według zeznań świadków cała trójka sprawiała wrażenie dobrych znajomych. Nie wiadomo jednak czy studenci znali się wcześniej z tym mężczyzną.

17 sierpnia młodzi widziani są także w Dusznikach. Około godziny 10 Ania wykonuje telefon do rodziców. Informuje ich, że razem z Robertem wyrusza do Karłowa. Od celu dzieli ich około 5-6 godzin marszu.

Gdy następnego dnia studenci nie pojawiają się w Karłowie, uczestnicy obozu zaczynają się niepokoić. Jeden z uczestników obozu wykonuje telefon do matki Anny z pytaniem dlaczego Robert i Ana nie dotarli do Karłowa. Zaalarmowane rodziny studentów zgłaszają zaginięcie pary. policja początkowo bagatelizuję sprawę tłumacząc, że młodzi są pełnoletni i mają prawo udać się gdzie indziej bez informowania bliskich. Bezradni rodzice zwracają się o pomoc do Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ci niemal od razu przystępują do poszukiwań.

26 sierpnia 1997 roku nieopodal szczytu Narożnik zostają znalezione ciała Anny i Roberta.
Sekcja zwłok wykazała, że oboje zginęli  w wyniku postrzału w głowę. sprawca chciał upozorować motyw seksualny - opuścił swoim ofiarom spodnie do kostek. Biegli odrzucili jednak ten motyw.       Z miejsca zbrodni zniknął należący do Ani aparat fotograficzny Zenit oraz zegarek z wygrawerowanym napisem "25 lat ZNP". Ponadto morderca zabrał jej notatnik. Dziewczyna opisywała w nim wszystko co widziała na szlaku (np. gatunki roślin).
Policja założyła wiele hipotez. Między innymi zabójstwo zaplanowane przez dawną miłość Ani. Był to leśniczy z którym wymieniała listy. Po pewnym czasie dziewczyna zerwała tę znajomość. Ten wątek został później odrzucony.

Wśród pozostałych hipotez wytypowano m.in. możliwe powiązania Roberta i Anny ze środowiskiem handlarzy narkotyków oraz tajemniczego włóczęgę, który miał w tamtym czasie ukrywać się w Górach Stołowych i zaczepiać turystów. I te przypuszczenia okazały się błędne.

W trakcie śledztwa zwrócono uwagę na obecność w Górach Stołowych neonazistów. Organizowali oni zloty w Dusznikach. i choć 1997 roku miało tam nie być żadnego zlotu, to przyjęto, że jakaś grupa neonazistów przybyła do Dusznik. Ustalono także, że 17 sierpnia 1997 roku minęła 10 rocznica samobójczej śmierci Rudolfa Hessa - był on ostatnim więźniem hitlerowskim i ikoną neonazistów.  Śledczy przyjęli założenie, że śmierć Roberta i Anny była wynikiem mordu popełnionego przez neonazistów chcących oddać hołd Hessowi.
Krzyże upamiętniające to tragiczne zdarzenie
Sprawą od samego początku zajmuje się Janusz Bartkiewicz - emerytowany policjant. Pomimo przejścia w stan spoczynku, wciąż bada różne wątki tej tajemniczej historii. Niedawno pojawiła się informacja, że udało mu się poznać tożsamość zabójców. Przesłane przez pana Bartkiewicza informacje zostaną zweryfikowane przez prokuraturę.


Autor zdjęcia: Adam Hawałej
Link do zdjęcia: http://www.fakt.pl/hobby/historia/zabojstwo-studentow-w-gorach-stolowych-anie-i-roberta-zabili-neonazisci/flzc6kc